Lato kojarzy nam się z przerwą w pracy, wyjazdami, spędzaniem większej ilości czasu z bliskimi albo zwyczajnie z leniuchowaniem. Jest wiele teorii na temat wypoczywania i tego, jak regenerować siły oraz oczyszczać umysł.
Wypoczynek czynny powinien być, czy pójść raczej w medytacje, wyciszenie aż do nirwany? Temat należy do tych wiecznie aktualnych i prowokujących kontrastujące z sobą opinie.
Po raz kolejny przekonałam się, że nie mam pojęcia o odpoczynku. Zwyczajnie nie wiem, jak to się robi, żeby było skutecznie! Lubię wyjazdy, przygody, podróże. Czasem wolę leżenie na ciepłej glebie (niekoniecznie piaszczystej i niekoniecznie w pełnym słońcu), innym razem zapominam o czasie, zwyczajnie oddając się biesiadnemu rozpasaniu w muzyce i szeroko pojętej konsumpcji. Jedno wraca do mnie regularnie - po powrocie muszę odpocząć! Zdarza się, że dobry peeling i długi sen nie wystarczą, żeby takie pełne smakowanie życia pozostało głównie ciepłym wspomnieniem w sercu, a nie piętnem zmęczenia na twarzy. Żeby być zdrowym - tak globalnie - ponoć wystarczy słuchać swojego organizmu, który najlepiej wie, co dla niego dobre. To jednak może być tak jak z dzieckiem, które liże ścianę; albo brakuje mu wapnia albo miłości! Zdrowy rozsądek, korzystanie z mądrości tysięcy lat medycyny Wschodu, trochę młodszej, ale za to bardziej zdeterminowanej Zachodniej i holistyczne podejście do człowieka musi w końcu zaprocentować. Dobrze byłoby jeszcze zdefiniować pojęcie „zdrowy egoizm”. Czy oznacza to schlebianie potrzebom ciała raczej czy duszy i czy jest tu możliwa równowaga, czyli harmonia.
Mam znajomych, którzy wracają z wakacji w stanie nadającym się do generalnego remontu, ale za to tryskają szczęściem, bo „odpoczęli psychicznie”. Zdobyli kilka ko-lejnych szczytów, mają zdarte nogi, obolałe ciało i strasznie śmierdzą, bo „tam” woda to luksus, ale dusza miała używanie, oczy się napasły i wzruszeń było co niemiara. Inni z kolei jeżdżą do SPA czy innego Ciechocinka, aby ciało dopieścić. Wracają młodsi i też zadowoleni. Znam też takich, co za granicę jadą głównie po to, żeby ją regularnie przez te wykupione dwutygodniowe all inclusive codziennie przekraczać. Jeść, pić i „używać życia” aż do upadku, bardziej niż mogą sobie na to pozwolić przez resztę roku.
Każdy ma inną wizję wakacji. Każdy ma inne potrzeby, które w kolejce czekają, by właśnie w wakacje je spełnić. Na pewno ważne jest poczucie, że się tego czasu urlopowego nie zmarnowało. Nie ma znaczenia, w jakim stanie wraca się z wakacji, jeśli można je uznać za udane. Ja też potrzebuję wakacji i mimo swego rodzaju pracoholizmu staram się do nich w swoim życiu doprowadzać. Marzy mi się, że znajdę kiedyś dość czasu i innych potrzebnych komponentów, żeby tak porządnie zabalować, najlepiej na jakiejś niebywałej urody egzotycznej wyspie (piękna w życiu potrzebuję), u podnóża jakiejś góry, którą zdobędę jeszcze w tym sezonie, jak tylko po spełnieniu się w tym hedonizmie odnowię siły fizyczne w MedClub ja-kimś, gdzie pod okiem guru od odnowy biologicznej i każdej innej (a niech to będzie oświecony masażysta) poczuję w sobie ciało i siłę dwudziestolatki, i mądrość stuletniego dojrzałego człowieka, którego w stan błogiego spełnienia wprawia samotna medytacja na szczycie i umiejętność wybaczania całemu światu (stąd uśmiech Buddy). Zaznam równowagi, harmonii i wrócę z górą nowych pomysłów i inspiracji, które spokojnie wystarczą przynajmniej na rok. Do przyszłych wakacji!