Slider

Bezlitosny listopad nadszedł, a może dopadł nas w końcu czas upadku nie tylko liści. Tyle uwiądu wokół i tyle przeszłości. Tyle śmierci kwiatów. I tyle nowego materiału dla pamięci i tak już mocno obciążonej. Lato już tylko w archiwum, wspomnienia wakacyjne jeszcze żywe dodają nam sił w chłodniejsze dni, ale też boleśnie uświadamiają przemijanie. W toku jest wyciąganie ze schowków i strychów garderoby zimowej i odświeżanie jej. Zwłaszcza że na Wszystkich Świętych na cmentarne „spotkania” wkładało się zawsze po raz pierwszy w sezonie płaszcze zimo-we, futra i kożuchy, i można było się rodzinie „pokazać”. Chłód przenikał nas do głębi podczas porządkowania grobów i wspominania tych, co to pod tą płytą (często drogocenną) tylko ich ziemska powłoka spoczywa. Że tak dawno to było, jacy byli i jak bardzo nam ich brakuje.

I gdzie są teraz. I jak im tam jest. To już kwestia naszej wiary. W życie po śmierci, w Boga ,w niebo, czasem w reinkarnację, w istnienie nieśmiertelnej duszy, aż po sens życia w ogóle. 

Refleksji natłok prawdziwy opanowuje nasze nie dość jeszcze do zimy przygotowane umysły, które próbują manewrować w stronę jakiegoś gorącego od sensów, kominka zrozumienia (o, raju, ależ mnie poniosło!). A my w tym wszystkim tacy bezbronni, bo przecież nikt nie ma sprawdzonych informacji, przecieków „stamtąd”. Szczęśliwi są ci prawdziwie wierzący. I w tym sensie też „wiara czyni   cuda”, bo utrzymuje człowieka w stanie szczęśliwości i w przekonaniu, że postępując według hagiograficznych „poradników”, osiągnie świętość albo stan zbliżony, wy-starczający do znalezienia się po śmierci w raju. I że tam spotka się z bliskimi, jeśli byli równie skutecznie święci. A co z tymi, których kochaliśmy, a tacy święci to oni nie byli? Tych znaków zapytania i wątpliwości jest więcej i cierpi na nie ogromna większość, głównie tych, co to święci nie są. I cóż to w ogóle jest ta świętość? Pan Bóg ponoć najbardziej cieszy się z nawróconych grzeszników. Póki żyjemy mamy szansę! A wielu późniejszych świętych na początku swego życia nie rokowało za dobrze. Mamy całe życie na poprawę i wkroczenie na dobrą drogę, byleby zdążyć! Ale gdzie jest granica między byciem po prostu dobrym człowiekiem a świętym? To graniczy z cudem!

I o cuda tu chyba właśnie chodzi! Bo ponoć ktoś działający cuda kwalifikuje się do kanonizacji. Ale też kiedyś chyba wystarczała bohaterska śmierć „za wiarę”. Cel jeden, wiele dróg. 

Wiara - już sama w sobie - jest generalnie dobrym te-matem, jest wartością generującą szczęście, a cudem jest sam człowiek (zwłaszcza ten myślący) w całym swoim zagmatwaniu i wiecznym stwarzaniu sobie problemów. No i cała natura, w której od cudów aż się roi. I przez to ciągle zadziwia, zachwyca i prowokuje do kolejnych pytań. Spokój można osiągnąć tylko przez wiarę. Przemijanie da-je nam pociechę w smutkach, ale przyprawia o smutek, gdy przemija coś pięknego. Ktoś. Cykliczność natury odnawia wiarę, że przyjdzie wiosna, że będzie ciepło, że za-kwitną nowe kwiaty i będą nowe liście, i że pojedziemy na wakacje, ale nie daje gwarancji, że spotkamy równie ważnych dla nas ludzi.

Wiadomo, że za rok znowu będzie Wszystkich Świętych (dla niektórych tylko Halloween) i że spotkamy się na cmentarzu (no, chyba że od razu w niebie). Że nasuną się kolejne wspomnienia, refleksje i pytania, a my będziemy o nie dojrzalsi (bo o dojrzałości ponoć bardziej świadczy odpowiednio zadane pytanie), bo z odpowiedziami to już jest sprawa na dłużej niż zapalenie światełka i „Wieczne odpoczywanie…”. Sama skłonność do zadawania pytań już świadczy, że nie myślimy o sobie, jak o kimś znającym wszystkie odpowiedzi, a to już krok do przodu. A każda okazja do refleksji wzbogaca nas duchowo.  Wiadomo, że będzie zimno, a wieczorna iluminacja cmentarna co rok będzie bardziej imponująca i będziemy się zastanawiać czy może być jeszcze jaśniej i ile zniczy zmieści się na metrze kwadratowym nagrobka. 

Na szczęście nazajutrz jest jeszcze Dzień  Zaduszny. Tych zwyczajnych, nieświętych. I dla nas jest szansa na nie-śmiertelność. Choćby jakąś jej odmianę, przedłużenie życia w pamięci. I dla nas też jest szansa na bycie wspominanym przez bliskich, co przyjdą nam zapalić lampkę w nowym płaszczu, przynieść nowe kwiaty i pomyśleć, daj Boże, ciepło. I wiara, że coś dobrego po nas zostanie, choćby w nich. I że możemy całe życie pracować na to, żeby nas dobrze wspominano. Albo chociaż poprawić się jakoś spektakularnie przed śmiercią. Byleby zdążyć! I choć może nie przejdziemy do historii Kościoła, to mamy szansę spotkać się w raju. Ale nie za szybko może jednak…